Równouprawniona ściema
10:42:00
Późny wieczór około 21 wracam do domu. Ni to wiosna ni to
jesień. Z tymi porami roku teraz to trudno określić. W każdym razie słońce
przerzuciło już swe promiennie na drugą półkulę. Zmierzch. Idę sama. Wnet słyszę „Lalka chodź
tutaj”. Nie reaguje. Nie wiem ilu ich jest. Po głosie nie umiem rozpoznać czy w
jego krwi płyną promile ognistego trunku. Łomot mojego serca zagłusza ponowne
„Lalka chodź tutaj” i gwizd jak na psa!. Rośnie we mnie agresja tak
niewyobrażalnych rozmiarów, że mam ochotę odwrócić się na pięcie, podejść do
cwaniaczka i całym impetem „wpakować” jemu moją pięść w jego zęby i w momencie
gdy będzie je pojedynczo wypluwał, dorzucić spokojnym zdecydowanym głosem,
akcentując odpowiednio każdy wyraz i cały wydźwięk wzmocnić mimiką i gestem
niewerbalnym „trochę szacunku dla kobiet głupcze!”. Jednak równie
niewyobrażalnych rozmiarów w tym momencie jest mój strach. Zdając sobie sprawę,
że nie mam na tyle fizycznej siły, strach przewyższa agresję i tylko modle się
w duchu „aby nic mi się nie stało, aby nic mi nie zrobił, do domu już
niedaleko…”
Innym
razem z kolei też wracając do swojego domowego zacisza jakiś ledwo trzymający
się na nogach koleś drze się do mnie „idziesz dziewczyno ze mną rozpierdolić
dyskotekę?”. Ja oczywiście nic nie reaguje, choć myśli mam wzburzone. Powrotu do
domu z sercem w gardle doświadczyłam niejednokrotnie i pewnie nie jestem
jedyna. Wiele kobiet owe doznanie zna bardzo dobrze.
Tak samo
jak pewnie sporo kobiet zna nierówne traktowanie w pracy. Wiele słyszałam
audycji czy rozmów w telewizji o tym jak kobiety za lepszą pracę i wręcz
wzorowe wywiązywanie się z obowiązków zawodowych otrzymywały mniejsze
wynagrodzenie. Długo nie miałam na ten temat zdania dopóki sama tego nie
doświadczyłam.
Z perspektywy czasu wiem, że byłam bardzo naiwnym dzieckiem
w firmie w której doznałam mobbingu. Choć przyznam, że samą firmę sobie
cenię, ponieważ uzyskałam w niej też sporo doświadczenia zawodowego. To w sumie
ludzie, ściśle mówiąc kadra kierownicza na miejscu, była nieporadna, gdyż cała
sytuacja mogła zupełnie inaczej się potoczyć. I też długo ubolewałam nad faktem
wydarzeń końcowych. Bo ja lubiłam to co tam robiłam - jednak nie o tym.
W tej firmie byłam odpowiedzialna ze wiele zadań, które
wykonywałam na najwyższym poziomie. Grupa w której byłam trenerem hulała bez
zarzutu. Mój menadżer nie dostrzegał
tego ile mnie to pracy kosztowało przy przejmowaniu wiedzy jak również
zarządzaniu nią i przekazywaniu innym pracownikom. Uznał oczywiście też przez
wpływ mobbera, który umniejszał moim umiejętnościom zawodowym, że to jest
bardzo łatwe, a moja grupa to „klikacze”.
Za perfekcyjne wyszkolenie kilku osób dostałam łaskawie
nagrodę 300 złotych brutto. Podczas, gdy kat, który się nade mną znęcał dostał
9000 złotych netto nagrody za ilość wykonywanych przypadków. Jest różnica
prawda?
Mało tego człowiek ten wielokrotnie poważnie łamał
regulamin organizacji i nigdy nie spotkała go zasłużona kara. Nawet wtedy, gdy
po prostu poszedł sobie do domu w godzinach pracy.
Nie chcę się tu gloryfikować, ale prawda jest taka, że ja
na każdym zawodowym polu byłam lepsza od człowieka, który dręczył mnie
psychicznie. No i właśnie poniekąd to również było jedną z przyczyn mojej
tragedii. On był po prostu niesamowicie słaby wręcz mierny zawodowo. Poza tym koleś
miał dobry układ z menadżerem. Nie wiem, może razem pili po pracy, albo jeden
na drugiego miał haka. Z mojej obserwacji to wyglądało jak relacja ojca z
synem.
Zachowując postawę
profesjonalną i aspirując do uczciwego awansu po szczeblach zawodowej hierarchii
nie miałam szans bo byłam kobietą. A tam faceci klepali się po plecach i
windowali do góry w iście patriarchalnym klimacie. Tyle.
Wielokrotnie czułam się zażenowana zachowaniem tego
człowieka. Było mi bardzo niezręcznie wiedząc, że źródło konfliktu tkwi w jego niespełnionych
hedonistycznych zachciankach względem mnie.
Niejednokrotnie też miałam ochotę po prostu strzelić jemu w twarz. Jednak zawsze starałam się trzymać w ryzach cały sztorm agresji, którą we mnie wzbudzał. Bałam się, ale przede wszystkim byłam nieziemsko zmęczona
psychicznie. Ja przeciwko dwóm facetom – kat i menadżer- a na sam koniec i
dokładkę ostatni kierownik. Jak dla mnie równouprawnienie w przyrodzie i pracy
to ściema.
Nikt mnie nie bronił nie było żadnego wówczas mężczyzny,
który walczyłby za mnie i o mnie…
Właściwie na samym początku mojej kariery zawodowej
złamali mi kręgosłup, obdarli z wiary w jakiekolwiek regulaminy i zasady firmy,
pozbawili zapału do pracy i radości z niej, pozbawili mnie ambicji, sensu. I
wyobrażenia, że po trudzie edukacji będę doceniona w firmie za moja dobrą
pracę. Pewnie co poniektórzy będą boki zrywać czytając to. Tak, ja w to wszystko
wierzyłam.
Jeszcze do dzisiaj zawodowo nie mogę się odnaleźć. Mam
nadzieje, że nadejdzie taki czas w moim życiu kiedy spojrzę za siebie i
zrozumiem dlaczego to wszystko się wydarzyło. Mam nadzieję, że wtedy będę po
prostu dziękować za to wydarzenie…
0 komentarze