Bezsilność
11:38:00
Jest marzec 2016 roku leżę pod jakąś ogromną maszyną, która
wisi mi tuż nad nosem w szpitalu na Unii Lubelskiej w Zakładzie Medycyny
Nuklearnej i łzy cisną mi się do oczu. Łapię głęboki oddech, aby się całkowicie
nie rozkleić. Zatrzymać łzy w gardle. Na co reaguje przemiła Pani wykonująca
badanie: „Wiem urządzenie jest zimne, ale pomoże mi dokładnie Panią ustawić”.
Ja nawet nie poczułam tego zimna, zaabsorbowana swoimi myślami. A w nich ciąg
zdarzeń, który mnie tu wrzucił, który mnie „rozkleja”. Bezsilność i bezradność
absolutna odczuwalna na wspomnienie tego, że zderzyłam się z psychopatą - kolesiem
z pracy - przed którym nie potrafiłam się obronić. Że dwóch „słabych” mężczyzn
chciało mnie zniszczyć i nie było żadnego, który by stanął w mojej obronie.
Teraz też na korytarzu nikt nie czeka. Jestem tu całkiem sama.
Pamiętam rok temu jak tu przyszłam. Cała
przerażona. Wtedy łzy ciekły mi po policzkach. Nie było siły by je powstrzymać.
Do podania tej chemii byłam przygotowywana jakieś dwa miesiące. Szłam ze
skierowaniem w ręku - cała otępiała. Jakbym nie do końca była obecna we własnym
ciele. Nie wierzyłam w to co się wydarza. W to, że bycie zbyt dobrym i mało
egoistycznym może mieć tak opłakane skutki. Schodziłam z oddziału Endokrynologii,
gdzie sam Profesor zapewniał mnie, że metoda jest jak najbardziej bezpieczna do
piwnicy szczecińskiego szpitala, gdzie mieści się Zakład Medycyny Nuklearnej.
Sam znak - czarny a la trójkąt na żółtym tle z napisem „MATERIAŁ RADIOAKTYWNY”
przyprawia o ciarki na plecach. Do tego obskurny korytarz prowadzący mnie do
rejestracji i piorunujące drzwi do pomieszczenia badań. Pani w rejestracji na
mój zapłakany widok ciepłym głosem poprosiła, abym się nie stresowała, napiła
wody i poczekała w kolejce na korytarzu na wezwanie. Czekałam spokojnie
milcząco, ale bardzo się bałam. Ten strach było po mnie widać. Obok mnie
siedziała jakaś starsza para. Małżonkowie w wieku powyżej sześćdziesiątki. Po
skromnym ubraniu, wytartej reklamówce i wodzie z „Biedronki” domniemałam, że
biedniejsi ludzie. Trzymali się mocno za ręce. Kobieta dodawała otuchy swojemu
mężowi, który pewnie bał się tak samo jak ja albo i nawet bardziej. Siedziałam,
patrzyłam na nich i wiedziałam, że mimo mniejszych zasobów finansowych są najbogatszymi
ludźmi na świecie. Ja oddałabym całe materialne bogactwo, aby kochający mnie
człowiek siedział tam obok mnie i trzymał za rękę.
W takich momentach naprawdę nie jest
ważne to czy do szpitala przejechałeś luksusowym autem czy tramwajem. Czy
zostawiłeś zamknięty dom z włoskimi kafelkami robionymi na zamówienie czy
zamknięte mieszkanie z płytkami PCV. Żadnego znaczenia nie ma to w co jesteś
ubrany, ile kosztowała torebka czy jakiej marki wodę pijesz. W momentach
życiowych wstrząsów - z „pogranicza życia i śmierci” - przekonujesz się na kogo
możesz naprawdę liczyć, a jedyne czego potrzebujesz to dobrych życzliwych
ludzi, wsparcia i osoby, która Cię przytuli, doda otuchy. A największe bogactwo,
które możesz wówczas posiadać to miłość. Choć jasnym jest, że pieniądze wiele
ułatwiają. Na domiar trudności ja byłam wówczas bezrobotna.
Wezwano mnie na badania wstępne. Wolnym
krokiem przekroczyłam próg gdzie je wykonywano. Przemiła Pani w okularach
pokierowała mnie w miejsce pierwszego. Nie musiałam wcale mówić, że bardzo się
boje - widziała to. Przeprowadziła mnie krok po kroku obejmując opieką i
troską. Z całą empatią w głosie tłumaczyła mi funkcje urządzeń i kolejno przebieg
badania. Jej dobroduszność dodawały mi odwagi i siły. Tak niewiele wystarczy by
w obliczu ludzkiego cierpienia być po prostu człowieczym w najlepszym znaczeniu
tego słowa.
Ta sama przemiła Pani w okularach
towarzyszyła mi przez cały rok i teraz też przeprowadza już jedno z ostatnich
badań.
Leżąc pod tą maszyną i starając się nie
rozkleić na wspominania tego co się stało samej siebie mi żal. I na to odzywa
się jakiś głos z głębokiego wnętrza mnie „jedni tracą władzę w nogach, inni
ciekawe prace”. Musisz być dzielna. Nie wolno się poddawać. Musisz to przetrwać
- jeszcze będzie dobrze. Jeszcze wygrasz to życie…
Stawiając czoła przeciwnościom losu wszyscy
jesteśmy cichymi bohaterami naszych żyć.
0 komentarze