Wiszący pomost kauczukowy
11:08:00
Jak miałam niespełna dziewiętnaście lat
pierwszy raz spakowałam swoją torbę i wyjechałam za granicę. „Destynacja”,
modne i nadużywane słowo w jednej z korpo w której przyszło mi pracować,
docelowa była oddalona około 700 km od mojego rodzinnego domu. Z całą ekscytacją
pakując swoje rzeczy wyświetlałam wizję, że oto bramy całkowitego szczęścia i
radości otwierają się przede mną wystarczy tylko przekroczyć geograficzną
granicę by doznać jego pełni. Nic bardziej błędnego. Była to pierwsza wędrówka
w ślepym poszukiwaniu „szczęścia”. Minęło 10 lat. Ścieżek, ślepych uliczek i
podróży, którym przyświecał ten cel odbyłam sporo. I dopiero musiało mnie ostro
wyrzucić z toru życia, rozwalić, z całym impetem musiało wbić mnie w mur,
zmiażdżyć, aby doszło do mnie, że szczęście, którego szukam znajdę w sobie. Jeśli
odkryję to kim prawdziwie jestem. Wywalę cały zbędny chaos i bełkot fałszywych
przekonań, które mnie blokują.
W wieku 29 lat cały mój świat się
zawalił. Pyły ruin i popiół zgliszczy opadały długo i boleśnie. Nadal jeszcze
wszystko jest na tyle świeże, że czasem upadam.
Po całej serii czarnych wydarzeń i ich
konsekwencjach w 2015 roku wielokrotnie wiłam się i ryczałam z bólu.
Autentycznie dwukrotnie nie chciało mi się tak bardzo żyć, że sama byłam
przerażona tym, jak bardzo muszę walczyć sama ze sobą, aby w „mięczacki” sposób
nie zakończyć swojego żywota. Tak naprawdę, gdyby nie ogromna pomoc moich
Rodziców – dziś nie składałabym tych liter w całość. Ciężar wydarzeń
przygniatał mnie i do tej pory walczę, aby w końcu odrzucić go na bok
bezpowrotnie. Chcąc zrozumieć - zaczęłam szukać. W ręce wpadały mi rozmaite
książki różnych autorów Eckhart Tolle, Ania Witowska, Louise L.Hay, Benjamin
Hoff, Beata Pawlikowska i inni. Paradoksalnie, co zrozumiałam stosunkowo
niedawno, wszytko wydarzyło się za moją zgodą bo nie potrafiłam o siebie
zawalczyć - przesiąknięta negatywnymi, toksycznymi wręcz przekonaniami o mnie
samej.
Cała
poobijana metalową maczugą życia, zaryczana ze złamanymi ideałami w sercu jadąc
na debecie sił witalnych wyruszyłam w najtrudniejszą podróż mojego życia – w
metafizyczną podróż w głąb mojego wnętrza.
Ciągle walczę by stanąć stabilnie na
nogach, by wygrać walkę o swoje życie. Nieraz miałam ochotę wrzeszczeć na całe
gardło, wyć, kląć, wyrzucać z siebie całą złość i gniew tak, aby usłyszał mnie
cały świat! Obecnie znajduję się gdzieś na metaforycznym „wiszącym kauczukowym
pomoście” wysoko zawieszonym nad rzeką życia. Pomiędzy moim starym zawalonym światem,
starymi fałszywymi przekonaniami na swój własny temat, a nowym do którego
właśnie zmierzam.
Jestem jedną z Was i pewnie nieraz
przechodziłam obok niezauważona. Długo łkam w milczeniu i leczyłam rany. Nadszedł
czas na działanie. Mam ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie tego wszystkiego co
nie pozwala iść dalej i powraca jak bumerang. I przy okazji naszkicowania
tematu, który jest współcześnie bardzo aktualny. Rysując - poniekąd wesprzeć
samą siebie w dotarciu do prawdy i lepszej wersji mojej osobowości. W
kompozycji zamkniętej, bez ściemy, „rozprawić się” z bujnymi chwastami
porastającymi moją duszę. Obecnie to pragnienie krzyczy we mnie już bardzo
mocno – i przelewam do mojego pamiętnika to co huczy mi w głowie. Bo z całą pewnością
nie pozostanę ofiarą „foremkowego systemu”, mobbera, nieuczciwych ludzi czy
fałszywych przekonań. Eksperymentowanie i szukanie własnej drogi niesie za sobą
ryzyko poparzenia się. Ja sparzyłam się wielokrotnie. Podjęłam sporo fatalnych
decyzji. Jednak wole to niż ślepe podążanie wyznaczonym torem przez nie wiadomo
kogo i odhaczanie na linii życia „należności do wykonania”. Siedzenie na
kanapie i narzekanie, że wszystko jest bezsensu na niewiele się zda. Wolałam wstać
i podjąć decyzję o odbyciu trudnej walki z cierniami negatywnych fałszywych
twierdzeń niż za 50 lat żałować, że nic nie zrobiłam tylko tkwiłam w marazmie.
Wolę podjąć tę próbę i chcę sprostać wyzwaniu, ponieważ chcę urosnąć w siłę by
móc spełniać swoje marzenia. Stąd to wyraziste pragnienie wyrażania siebie w
autentycznych felietonach i chęć dotarcia do ludzi, którzy są już w miejscu do
którego ja zmierzam bądź też tak jak ja dopiero się udają w tym kierunku.
Otrzymania wsparcia i pozytywnej energii w walce o każdy następny krok na
chwiejącym się jeszcze czasem pomoście z kauczuku w dążeniu do celu – stania
się prawdziwie mną. Bo mimo wszelkiego zła, które mnie spotkało. Ja chcę
wierzyć i wierzę, że dobra w ludziach i dobrych ludzi jest więcej.
0 komentarze